Reklama
menuvideotvomenuartykulymenugaleriamenulogo2menureklamaonasmenu 20lat
Strona główna Artykuły Aktualności Mielizna dzisiejszej wiary a zakurzona Missa Tridentina

Mielizna dzisiejszej wiary a zakurzona Missa Tridentina

palecPomaga Bóg – tak witała się elita w XVII wieku, szlachta, rycerze, wojewodowie, rejenci – na belkach podtrzymujących ich przysadziste dworskie dachy widniały wspaniałe maksymy moralne. Jedna z najstarszych, z 1544 roku, znajdująca się we dworze jeżowskim w podkarpackim podgórzu brzmi: „Gdi Pan Bog s namy wszitko miecz będziemy”.

Polska była i jest jednym z nielicznych krajów silnie zindywidualizowanych religijnie, która przez tysiące lat nieustającej wiary rzymsko-katolickiej wypracowała sobie własną, niepowtarzalną mentalność, z kultem Matki Boskiej w tle. Historia uczyła nas gniewu i romantycznej porywczości, ale też pokory i posłuszeństwa. To w Polsce błękitna Pani o smutnym zatroskanym spojrzeniu, znalazła najwięcej tej przedziwnej miłości, niespotykanej nigdzie indziej w Europie. Któż nie zna tej słynnej opowieści (to nie legenda!) o Mikołaju Sapieże, który zyskał miano Pobożnego dzięki swej błogosławionej winie? Nigdy nie zapomnę tego obrazu czytając fragment o nagłym uzdrowieniu wojewody: cichy krużganek z perlikającymi skowronkami, wąsata szlachetna postać wpatrzona obojętnie w szkło wielkich klasztornych szyb i nagłe wielkie wzruszenie, nawrócenie arystokraty na widok Matki Boga w granatowej szacie. Siła pięknego języka Zofii Kossak udźwignęła tę chwilę. A co dzieje się dziś z naszą wiarą? Oprócz wszechobecnego ateizmu, anarchizmu w teologizowaniu, antyklerykalizmu powstały sekty. I nie, nie mówię tu o świadkach Jehowy. Sekty wewnątrz kościoła katolickiego które po II Soborze Watykańskim zalegalizowały się jako ,,wspólnoty modlitewne”, ,,schole”, ,,odnowy” itd. Duch ,,postępu” pod gwieździstym gotykiem katedr rozwinął swój wędrowny teatrzyk i pląsa i wywija i porywa młodzież do tej chwalebnej hopki-galopki ,,na cześć Pana”. Metody pedagogiczne jednak wyszły nieco poza granice dopuszczalności i zasłoniły otwartymi ramionami Bolesne Oblicze. Czy Kościół nie pomylił zabawy z wychowaniem? Ołtarz to nie tablica przy której można uczyć się wierszyka odgrywając parodie, ołtarz to miejsce spoczynku żywego Boga – Króla Wszechświata, Geniusza i Ojca, przed ołtarzem czcimy, chwalimy, adorujemy. Czy poddany przed królem błagając o zmiłowanie i o radę żonglował piłeczkami i skakał na jednej nodze podzwaniając dzwonkami błazeńskiej czapki?

Przed soborem Chrystus był czczony, teraz jest deptany – komunia na rękę, na stojąco, szafarki, byle jak byle szybciej ukazanie przemiany przy podniesieniu. Całkowity zanik przywiązania Kościoła do idealnych proporcji, do sztuk wyzwolonych, w tym do muzyki liturgicznej, do estetyki, do piękna jest zwyczajnie przygnębiającym pokłosiem tego pozornie dobrego rozwarcia ramion w latach 60. minionego wieku. Szafarz odwrócił się od Boga i pokłonił ludziom, zdjął złoconą dalmatykę, ornat i nieszpornik, zaczął gadać, mielić jęzorem, wymyślać pieśni dla przedszkolaków pt. ,,kocham cie Jezu”, rzucił krótko na wysokość swojego nosa hostię w czasie podniesienia i poszedł pląsać wśród kandelabrów. Niczego dobrego z mojej przeszłości ,,scholowej” nie wyniosłam, kolegować można się po szkole, w kościele należy się modlić, szkoda tylko, że dziś tradycja Kościoła została obwołana snobistyczną i niepoważną jak zachcianka niemądrego poety na poddaszu w XIX-wiecznym Petersburgu. Mszę trydencką poznałam niedawno, nikt (z katolików) mnie do niej nie zachęcał, nikt jej nie pokazał, nikt nie zaciągnął, wszyscy unikali tematu Tridentiny jakby to był jakiś wstydliwy wrzód, złe wspomnienie, czarna plama historii. Byłam śmiertelnie zmęczona pląsami, uwielbieniami i przedszkolnymi pokazywankami na mszach dla młodzieży w Toruniu i w rodzinnym Sieradzu. Czułam się niepoważnie, jakbym uczestniczyła w jakimś przykrym przedstawieniu. Moja cierpliwość skończyła się kiedy w archikatedrze łódzkiej na jednej z mszy zobaczyłam wielki socrealistyczny napis wycięty przez dzieci z bloku technicznego: Brama Miłosierdzia. Pękło. Przelało się. Zerwało. Pomyślałam, że jeszcze jedno takie wystąpienie i wybuchnę, wyjdę na środek z różańcem i zacznę krzyczeć o zmiłowanie. Druga sprawa: najważniejsza, od niej powinnam zacząć – komunia. Kiedy klęknęłam przed Przemienionym w jednym z kościołów, w którym komunię przyjmuje się na stojąco, ksiądz spojrzał się na mnie jak na niemądrą. Myślicie że podał mi Eucharystię? Nie, musiałam wstać z kolan. Zaczęłam wątpić, pomyślałam, że chyba oni sami nie wierzą w Jego Potęgę, Jego Istnienie Jego Tajemnicę.

Pewnego zimowego dnia, jednego z tych najsmutniejszych, kiedy wszyscy zajmują się swoimi sprawami chociaż mają wolne, obiad jest byle jaki a niebo szare jak gołębia zupa, pojechałam z mężem do małego drewnianego kościółka w centrum Łodzi i …veni vidi. Pierwsze co mnie uderzyło (takie uderzenie jak przy zakochaniu od pierwszego wejrzenia) to cisza, cisza iście cesarska, pełna czci i zrozumienia – kapłan w moim imieniu zanosił w najpiękniejszym języku naszej cywilizacji – po łacinie, modlitwy - przemyślane, zaśpiewane spokojnie i dostojnie. Nareszcie jestem na audiencji u Najwyższego Króla – pomyślałam. Ksiądz Grzegorz Śniadoch powiedział kiedyś w wywiadzie dla Polonii Christiany: ,,By służyć, potrzebuję precyzji i to zawsze było cechą liturgii rzymskiej.” Nie jest prawdą, że msza trydencka jest tylko dla wybrańców, dla elity. Mszy trydenckiej słuchali zarówno szlachetnie urodzeni jak i chłopstwo, rozumienie liturgii to nie tylko rozumienie słów ją budujących, ale to przede wszystkim chęć zrozumienia Tajemnicy, która wychodzi poza racjonalne ramy odbioru. Msza trydencka to również udoskonalająca formuła posługi kapłańskiej, pozwala, jak zauważają księżą ,,nawróceni” na Tridentinę, na głębsze przeżywanie swojej misji i swojego powołania. Odwrócenie się plecami do ludzi nie oznacza pozostawienie ich z trudnym Bogiem bez duchowej pomocy, wręcz przeciwnie. W zgiełku, hałasie, gadaninie, i sympatycznym show nie zrozumiemy drugiego człowieka. Najlepiej pomaga się pokornie, w ciszy, w pochyleniu, z bijącym sercem. To jest piękno Mszy Trydenckiej – cichość, majestat, bogactwo, piękno i ..tożsamość. Nie pozbawiajmy się tożsamości łacińskiej, która rośnie gdzieś pod naszymi stopami korzeniem ogromnej płaczącej wierzby..

MG.

Reklama

Najnowsze

Top 10 (ostatnie 30 dni)

Reklama

Zaloguj

Reklama

 

partnerzybar2

tubadzin150wartmilk150

 
 
stat4u