Reklama
menuvideotvomenuartykulymenugaleriamenulogo2menureklamaonasmenu 20lat
Strona główna Artykuły Aktualności Z WŁYNIA DO GENEWY PRZEZ ,,TELEEKSPRESS'' – ROZMOWA Z PATRYCJĄ PEREK, BYŁĄ REPORTERKĄ TELEWIZJI SIERADZ

Z WŁYNIA DO GENEWY PRZEZ ,,TELEEKSPRESS'' – ROZMOWA Z PATRYCJĄ PEREK, BYŁĄ REPORTERKĄ TELEWIZJI SIERADZ

pati.

 

Krzysztof Lisiecki: - Także w XXI wieku skomplikowane są losy młodych Polaków. Ty jesteś tego przykładem! Na przestrzeni kilkunastu lat, z Włynia pod Wartą, przez Sieradz, Łódź i Warszawę znalazłaś się w Genewie. Czy możesz opisać czytelnikom tę długą drogę?
Patrycja Perek: Faktycznie, trochę mnie "wywiało". Gdyby jeszcze parę lat temu ktoś mi powiedział, że będę tu, gdzie jestem, pomyślałabym, że chyba oszalał! Ale jak mawiał Forest Gump - życie jest jak pudełko czekoladek, nigdy nie wiesz, co ci się trafi.
A propos czekoladek... Tak się złożyło, że mieszkam teraz w kraju słynącym z czekolady i zegarków. Jednak to, że pracuję w Eurowizji (tej słynącej z Konkursu Piosenki Eurowizji), to już poniekąd Krzysztofie Twoja zasługa.
Byłam świeżo upieczoną studentką polonistyki Uniwersytetu Łódzkiego, gdy w 1996 roku na dobre rozpoczęłam współpracę z Telewizją Osiedlową (TVO) w Sieradzu. Studiowałam i jednocześnie zbierałam pierwsze reporterskie doświadczenia. A po kilku latach postanowiłam związać sie z telewizją na dłużej. I uwierz mi, nie mam w tej chwili żadnego interesu, żeby Ci słodzić. Po prostu uważam, że otworzyłeś nie tylko mnie, ale i dziesiątkom innych młodych ludzi, którzy przewinęli się przez TVO, drzwi do dziennikarstwa. Wszystko, co wydarzyło się potem w moim zawodowym życiu, było efektem tej telewizyjnej lekcji. Współpraca z TVP Łódź, następnie przeprowadzka do Warszawy i praca w ,,Teleexpressie'', a teraz w Eurowizji - nie byłyby możliwe bez TVO.
Do Genewy trafiłam półtora roku temu za sprawą mojego męża, który pracuje w branży informatycznej i został tu przeniesiony przez jego firmę. Wylądowałam w Szwajcarii bez znajomości języka (Genewa należy do jej francuskojęzycznej części), bez pracy, zostawiając rodzinę i przyjaciół w Polsce. Pierwsze miesiące nie były więc łatwe. Po kilku tygodniach przebywania w domu zastanawiasz się, ile razy można sprzątać tę samą kuchnię?! Z czasem jednak udało mi się znaleźć pracę i powoli oswajam się z emigracją. No i na szczęście jest Skype!
- W Genewie także zajmujesz się dziennikarstwem telewizyjnym. Jak wygląda Twoja praca?
- Eurowizja to coś więcej niż lubiany, czy też nie, Konkurs Piosenki. Jest ona częścią Europejskiej Unii Nadawców, zrzeszającej nadawców radiowych i telewizyjnych z całej Europy. Umożliwia wymianę informacji i programów przygotowanych przez członkowskie stacje. Od codziennych newsów, które potem oglądamy w wieczornych "Wiadomościach", po programy kulturalne i transmisje sportowe. Miałam to szczęście, że trafiłam do działu zajmującego się transmisjami satelitarnymi i internetowymi, czyli tym, co stanowi przyszłość telewizji. Praca producenta była dla mnie nowością. Ażeby przybliżyć trochę to co robię na co dzień... Jeśli oglądaliście na przykład relację z Drogi Krzyżowej w rzymskim Koloseum w miniony Wielki Piątek, to była to transmisja, którą bezpośrednio przygotowywaliśmy z naszymi kolegami z telewizji RAI. Centrum kontrolne jest jednak w Genewie, gdzie jesteśmy odpowiedzialni za to, by sygnał za pośrednictwem satelity dotarł do widzów. Ale to tylko jedna z setek transmisji, które przygotowujemy co roku. Dla NATO, UEFA, Komisji Europejskiej, ONZ i wielu innych instytucji. Wciąż się uczę, ale ostatnie miesiące to była dla mnie świetna szkoła technologii. Mój mąż śmieje się, że wreszcie może ze mną pogadać, bo nie ma już w domu komputerowego analfabety!
- W Szwajcarii żyje się lepiej i zapewne pracuje się lepiej. Co jeszcze przemawia na korzyść dziennikarza pracującego w tym kraju?
- Rzeczywiście żyje się tu wygodnie i spokojnie, co przekłada się na fakt, że ludzie są życzliwi i uśmiechnięci. Solidnie też podchodzą do swoich obowiązków i starają się być pomocni. No, może z wyjątkiem przerwy obiadowej. Wtedy ciężko cokolwiek załatwić. Pamiętam, jak biegałam na kilka minut przed transmisją szukając osoby odpowiedzialnej za dostarczanie przesyłek. Czekałam na dysk z reportażem z rajdu samochodowego. Paczka przebyła kilka tysięcy kilometrów i utknęła gdzieś w dziale dystrybucji w naszym budynku. Znalazła się dopiero po obiedzie, gdy wszyscy wrócili z lunchu. Na emisję było już za późno. Nie wiedziałam wtedy - płakać, czy śmiać się.
- Wróćmy do przeszłości. Czy pamiętasz, jak trafiłaś do Telewizji Sieradz? Co z tamtych czasów wspominasz jako najważniejsze doświadczenie zawodowe?
- Tak jak wspomniałam, moja współpraca z TVO nabrała tempa w 1996 roku, ale mój pierwszy kontakt z Telewizją Osiedlową przypadł na czasy ostatnich dwóch lat nauki w I LO im. Kazimierza Jagiellończyka w Sieradzu. Myślę, że możesz to pamiętać nawet lepiej niż ja... Już od szkoły podstawowej, a potem jako uczennica LO zawsze interesowałam się teatrem, występowałam w spektaklach szkolnego zespołu, uczestniczyłam w konkursach recytatorskich. I tak zauważyła mnie TVO. Jak się później okazało, sceniczne doświadczenia, praca nad głosem i dykcją, bardzo się przydały w prowadzeniu programów telewizyjnych. To w Sieradzu nauczyłam się podstaw pracy reporterskiej. Genialne było to, że nieograniczona była tematyka, którą się zajmowaliśmy. Od żniw i zbiorów rzepaku, po wernisaże i koncerty. Jednego dnia biegałam z mikrofonem po polu, między redlinami ziemniaków, a drugiego robiłam wywiad ze znanym aktorem. I to była najlepsza szkoła życia. Umiejętność odnalezienia się w każdej sytuacji i znalezienia wspólnego języka ze wszystkimi.
- TVO była pewnie dla Ciebie telewizyjnym przedszkolem. A prawdziwą szkołę dziennikarskiego życia dostałaś pewnie w ,,Teleekspressie''?
- Może i przedszkolem, ale jakim ważnym! Nie dość, że wszystkiego się tu uczysz, to jeszcze jakie wspomnienia! A nawet pierwsze miłości...
W ,,Teleexpressie'' pracowałam od 2002 roku. Mieszkałam wtedy jeszcze w Łodzi i dojeżdżałam pociągiem do Warszawy. Te podróże i godziny spędzone w trasie to oddzielny temat. Nawet zrealizowałam kiedyś felieton o łodzianach dojeżdżających do pracy w stolicy. Myśmy tam znali się niemal wszyscy, mieliśmy swoje nawyki i ulubione przedziały. Takie życie w drodze. To prawda, że nauczyłam się wiele w TVP . Przepracowałam tam dziesięć lat z ekipą fantastycznych ludzi. Redakcja ,,Teleexpressu'' jest jedyna w swoim rodzaju. Młoda duchem i bardzo zżyta. Trochę jak kiedyś TVO. Po jakimś czasie zaczęłam się zajmować działem społecznym. Z ,,Teleexpressem'' angażowaliśmy się w akcje charytatywne, wsparcie domów dziecka, ubogich rodzin i osób niepełnosprawnych. To był chyba najcenniejszy element mojej dziennikarskiej pracy. Świadomość, że komuś pomagam!
- Czy zostaniesz na stałe w Szwajcarii, czy wrócisz do kraju, czy może zrealizuje się inny scenariusz Twojego dość niespokojnego życia?
- Muszę przyznać, że bardzo tęsknię za Polską, ale nie wiem jeszcze, gdzie rzuci mnie los. Najpierw obiecaliśmy sobie z mężem, że wyjeżdżamy do Szwajcarii tylko na rok. Mam jednak mnóstwo znajomych, którzy mówią, "też planowaliśmy zostać tu tylko rok, dwa i zanim się obejrzeliśmy - minęło 30 lat".
Może wrócę do Polski, a może wyjedziemy z mężem gdzieś dalej. Zobaczymy... Wiem jednak na pewno, że gdziekolwiek się znajdę, zawsze będę dziewczyną z Włynia. Małej wioski nad Wartą, w sercu Polski.
- Patrycjo, dziękuję z rozmową. I do zobaczenia... we Włyniu!

Rozmawial: KRZYSZTOF LISIECKI

FORM_HEADER

FORM_CAPTCHA
FORM_CAPTCHA_REFRESH

Reklama

Najnowsze

Top 10 (ostatnie 30 dni)

Reklama

Zaloguj

Reklama
Reklama

Z krainy dowcipu

terkamichal24
Reklama

 

partnerzybar2

tubadzin150wartmilk150

 
 
stat4u