Reklama
menuvideotvomenuartykulymenugaleriamenulogo2menureklamaonasmenu 20lat
Strona główna Artykuły Felietony CCR, czyli odrodzenie czystego rock and rolla

CCR, czyli odrodzenie czystego rock and rolla

sieradzkie_peerelki2Miałem wtedy szesnaście lat. Było lato 1971, a w Szkole Podstawowej we Włyniu, gdzie mieszkałem wówczas z rodzicami i trzynastoletnią siostrą Danutą, były kolonie PP ,,Dom Książki'' i Państwowego Wydawnictwa Naukowego z Warszawy. Kierownik kolonii, pan Zahorodny poprosił mnie, abym poprowadził muzycznie kolonijną zabawę. I wtedy wpadła w moje ręce pocztówka dźwiękowa z nagraniem piosenki ,,"Bad Moon Rising" amerykańskiego zespołu rockowego Creedence Clearwater Revival. Już po jednym przesłuchaniu tej pieśni doznałem kolejnego muzycznego olśnienia!

A o takowe w tamtych latach nie było trudno, bowiem nawet na wieś nowości trafiały za sprawą radiowego Studia Rytm i kilku audycji radiowej ,,Trójki'', której wiernym słuchaczem zostałem rok wcześniej. Młodszym czytelnikom wyjaśnię, czym była pocztówka dźwiękowa dla młodych ludzi na przełomie lat 60. i 70. ubiegłego wieku. Była to bieda-płyta gramofonowa, nagrana na kawałku plastiku, najczęściej w formacie A5. Zawierała prawie zawsze najnowsze nagrania zachodnich wykonawców, przy czym prywatnych producentów tych pocztówek absolutnie nie obchodziły żadne prawa własności. Oni po prostu kradli. Bywało tak, że zanim Polskie Nagrania wydały dajmy na to płytę ,,Czerwonych Gitar'', ,,ktoś'' wykradał nagranie ze studia, czy z wytwórni po to, aby następnego dnia znalazło się, w marnej zresztą jakości, na pocztówce, która za moich czasów kosztowała 14 złotych. Dla ułatwienia dodam, że za butelkę wina marki ,,Wino'' płaciliśmy wówczas około 20 złotych.
Piosenkę ,,Wschodzi zły księżyc'' CCR zagrałem po raz pierwszy właśnie z tej pocztówki na gramofonie ,,Bambino'', produkcie łódzkiej ,,Foniki'', który psuł się rozpaczliwie ku mojej zgryzocie. Jak się można domyślać, było to jedno z moich nielicznych zmartwień młodego człowieka, zaczadzonego nieco hipisowską muzyką, hołdującemu zasadzie ,,sport, muzyka oraz gry''. O muzyce już wspominałem, sport to była piłka nożna i tenis stołowy, zaś gry wstępne... Cóż, rzeczywiście były wstępne, bo specjalnie nie miałem o nich pojęcia, chociaż bardzo się do ,,tych spraw'' garnąłem. Natomiast muzyka tamtych czasów oczarowała mnie już na początku lat 60. Najpierw były ,,kolorowe'' zespoły z ,,Czerwonymi Gitarami'', ,,Skaldami'' i ,,Trubadurami'' na czele, potem Animalsi, Bitelsi i Stonsi, że wspomnę tylko tych najważniejszych. Na początku lat 70. do tego panteonu dołączył właśnie CCR. ,,Geneza nazwy zespołu jest dość skomplikowana. Można oczywiście rozumieć CCR dosłownie: "wiara w czystość odrodzenia", ale co to znaczy? Otóż Creedence to wiara, ale też nawiązanie do imienia serdecznego przyjaciela Johna - Credence'a Nunalla - który pomógł w założeniu zespołu. Clearwater to przejrzysta woda - symbol ekologicznego światopoglądu pokolenia. Przecież CCR powstali pod koniec słynnego 1967 roku. Lato 67' to słynne "lato miłości" ("make love, not war"). Wreszcie "revival" to odrodzenie w sensie "tworzenia na nowo". Co takiego? Rock'n'roll. Brzmienie zespołu nazywano różnie. Post-psychodelic-wave albo primitiv-hard-rock. Nikomu jednak nie udało się go dobrze zdefiniować.'' czytamy na stronie last.fm.
Wtedy nie mogłem sobie wyobrazić, że pewnego pięknego wieczora pod koniec czerwca 2019 roku będę z piękną kobietą na koncercie Johna Fogerty, który przypomni niemal wszystkie swoje wielkie przeboje z czasów CCR. To było w słynnej już Dlinie Charlotty 29 czerwca. I były też prawie dwie godziny klasyków z najlepszego okresu kariery tego 74-letniego muzyka, a także kilka coverów nagrań powstałych w chyba najwspanialszej erze w dziejach rocka! Przyznam, że jeszcze nigdy nie widziałem naraz tylu starszych ludzi, bo było ich tam blisko piętnaście tysięcy. Czasem z bardzo długimi, siwymi włosami, w dżinsowych kurtkach, które przypominały te z ,,Pewexów'' sprzed pół wieku! Łza zakręciła mi się w oku niejeden raz...
Na 13. Festiwalu Legend Rocka w Dolinie Charlotty John Fogerty, wokalista, gitarzysta, autor piosenek, a kiedyś niekwestionowany lider legendarnego zespołu CCR, wystąpił w Polsce po raz pierwszy. Koncert był częścią trasy My 50. Year Trip, upamiętniającej rocznicę festiwalu w Woodstock. Tak, to było pół wieku temu! John zaśpiewał m.in. piosenkę The Beatles ,,Z niewielką pomocą moich przyjaciół'', którą tak brawurowo wykonał na Woodstock Joe Cocker. Był też hymn USA, który na wspomnianym festiwalu grał Jimi Hendrix, No i wspaniały standard rocka „My Genaration” zespołu The Who, a także „Everyday People” i Dance To The Music” grupy Sly & The Family Stone oraz „Give Peace a Chance” Johna Lennona.
Johnowi Fogerty towarzyszył na gitarze 28-letni syn Shanen oraz zespół złożony z wytrawnych muzyków sesyjnych. Byli to: Bob Malone na instrumentach klawiszowych, James Lomenzo na gitarze basowej i Kenny Aronoff na perkusji. Ten skład wspomagała trzyosobowa sekcja dęta (trąbka, puzon, saksofony) oraz dwuosobowy chórek żeński, niestety, fatalnie nagłośniony. Pod koniec koncertu na scenie pojawiło się jeszcze dwoje tancerzy oraz... drugi syn Fogerty’ego, Tyler podśpiewujący w chórkach i grający na tamburynie.
Przeżyłem tam cudowne dwie godziny, przeniosłem się w te chwile do świata, którego już dawno nie ma. Odleciał niczym dym z papierosa, czasami tylko składającego się z marihuany...

Połajania i uwagi przyjmuję: CLOAKING

LEK.

FORM_HEADER

FORM_CAPTCHA
FORM_CAPTCHA_REFRESH

Reklama

Najnowsze

Top 10 (ostatnie 30 dni)

Reklama

Zaloguj

Reklama
Reklama

Z krainy dowcipu

terkamichal24
Reklama

 

partnerzybar2

tubadzin150wartmilk150

 
 
stat4u