Reklama
menuvideotvomenuartykulymenugaleriamenulogo2menureklamaonasmenu 20lat
Strona główna Artykuły Felietony Urodzony przy lampie naftowej

Urodzony przy lampie naftowej

sieradzkie_peerelki2To był późny wieczór 14 lipca 1955 roku, dzień zburzenia Bastylii i święto Francuzów, dzień przed 545. rocznicą bitwy pod Grunwaldem. W drewnianym domu mojego dziadka, bogatego chłopa ze Świerczowa pod Widawą, wydałem z siebie pierwszy krzyk radości. Urodziłem się przy lampie naftowej!

 

Akuszerką szczęśliwca była Maria Brajer z Widawy. Doświadczona położna zwana po prostu Brajerką. Ta wielce puszysta kobieta, spokrewniona z rodziną Bączyków kobieta, miała ponadto niebywały zmysł biznesowy. Potrafiła na przykład sprzedać sznur po wisielcu, czyli moim wujku Wiktorze Bączyku, który pozbawił się życia z miłości do dziewczyny zwanej Cyganeczką. Sznur dający ponoć szczęście jego posiadaczowi sprzedała w kawałkach, po stówie za kilkunastocentymetrowy odcinek takiego biletu do powodzenia. Biznes niesamowity, no i właściciel takiego kawałka sznura za cholerę nie mógł się na nim powiesić, na przykład z nadmiaru szczęścia… Tak się złożyło, że ta obrzydliwa komuna doprowadziła elektryczność do Świerczowa dopiero pod koniec 1959 roku. ,,Pamiętam ten dzień, jak dziś padał śnieg…’’. A zwłaszcza ogromną żarówkę, tak zwaną pięćsetkę, którą wujek Zdzisław Bączyk (wtedy elektryk z Łódzkiego Przedsiębiorstwa Elektryfikacji Rolnictwa, potem w KWB Adamów, obecnie emeryt z Turku) zainstalował nad drzwiami do domu. Oświetlała niemal całe podwórze tak, że mogłem jeździć na pierwszych moich łyżwach po ubitym śniegu pod domem nawet wieczorem.
Pierwsze radio kupił dziadek właśnie w sklepie żelaznym w Widawie, w którym sprzedawcami byli Maria i Wawrzyniec Brajerowie. Radio miało magiczne oczko koloru zielonkawego i było ogromne. Ogromne dla mnie małego chłopca, na którego krewniaczka dziadka, stara Mańka, jedna z moich piastunek, mówiła Krzypiu. Przy tym aparacie radiowym siadywałem z babcią Walentyną, często na jej kolanach, i słuchaliśmy koncertu życzeń, audycji ,,Z Kolbergiem po kraju’’, czy Lucjana Kydryńskiego w znakomitym programie ,,Rewia piosenek’’. To były moje pierwsze kontakty z muzyką. I pewnie także dzięki temu zostałem melomanem. Chociaż? Wpływ na to miała sama babcia, bowiem ulubioną naszą wspólną rozrywką było śpiewanie ludowych piosenek. Nasłuchałem się wtedy tej anonimowej twórczości! I to tak, że po dwudziestu latach, już jako dziennikarz byłem najlepszy w tej ,,ludowiźnie’’. Zwłaszcza wtedy, kiedy byłem wśród artystów ludowych i śpiewałem razem z nimi niemal wszystkie przyśpiewki. Skąd redaktor to zna, pytali. Skąd? Ze Świerczowa. Od babci, no i z pirzoków (wspólne darcie pierza przez gospodynie), z potańcówek gdzie grali autentyczni muzycy ludowi, czy z wesel, kiedy stałem pod oknami tej czy innej remizy OSP z kolegami, co nazywało się grabarką.
To wszystko zapisało mi się tak w pamięci, że do dziś pamiętam, gdzie były pola dziadka Marcina, te przedwojenne pięćdziesiąt cztery morgi i las, którego już dawno nie ma… Spędziłem tam kilka lat mojego dzieciństwa. I kiedy byłem już sporym chłopcem, bardzo nie lubiłem tam przebywać. Babcia była tak opiekuńcza, że nie pozwalała mi się bratać z miejscowymi dziećmi. Wyjątek stanowił starszy o rok Władek ze spokrewnionej z nami rodziny i Jerzyk od Mikłów, sąsiadów przez płot. Dla mnie wysoki płot przez który świata nie było widać. I choć od siedliska dziadków do drogi Burzenin Widawa było tylko niespełna półtora kilometra, było to daleko od szosy.
Po latach moja żona Maria mówiła, że mentalnie nadal tam tkwię; siedzę na miedzy jak marcowy zajączek, na polu dziadka niedaleko wsi Podgórze. Co było i jest potwierdzeniem prawdy w powiedzeniu, że chłop ze wsi wyjść może, ale wieś z niego niekoniecznie. Mój przypadek nie jest kliniczny, bo wieś wyszła ze mnie tylko częściowo…

Połajania i uwagi przyjmuję: CLOAKING LEK.

FORM_HEADER

FORM_CAPTCHA
FORM_CAPTCHA_REFRESH

Reklama

Najnowsze

Top 10 (ostatnie 30 dni)

Reklama

Zaloguj

Reklama
Reklama

 

partnerzybar2

tubadzin150wartmilk150

 
 
stat4u