Reklama
menuvideotvomenuartykulymenugaleriamenulogo2menureklamaonasmenu 20lat
Strona główna Artykuły Felietony Inspekcja na podwójnym gazie i bez prawa jazdy

Inspekcja na podwójnym gazie i bez prawa jazdy

sieradzkie_peerelki2Spotkałem niedawno kolegę. Nie widzieliśmy się jakiś czas, więc było o czym gadać. A że i on dobrze pamięta minione słusznie niesłuszne czasy, wspominaliśmy PRL, wspominaliśmy naszą młodość. Te wspomnienia tak mnie wzruszyły, że postanowiłem wrócić do cyklu felietonów, który zacząłem w 2003 i kontynuowałem aż do rozwiązania tygodnika ECHO, bo w tej zacnej gazecie publikowałem ,,Sieradzkie PRL-ki''. Przypomnę najciekawsze z tych felietonów i będę pisał nowe, bo jak mawia jeden z moich przyjaciół, na wspomnienia zapracowałem sobie jak mało kto...

 

Ta historia wydarzyła się mniej więcej w połowie lat 80. ubiegłego wieku, czyli w schyłkowym PRL-u i świadczy o tym, że miniony ustrój był mocno nasączony alkoholem, bowiem na rauszu łatwiej było wytrzymać trudności życia, które na każdym kroku fundowała nam PRL.

Kolega był młodym pracownikiem szeroko pojętej ochrony środowiska i właśnie z pracownikami takiego wydziału w Urzędzie Wojewódzkim w Sieradzu wyjechał wczesnym przedpołudniem do jednej z gmin na inspekcję. Panów było pięciu, w tym kierowca ,,Poloneza'', który jeszcze wtedy był autem niemal luksusowym, jak na siermiężne warunki PRL-u.

Gmina, do której jechaliśmy, położona była pięknie nad Wartą, miała ośrodki wypoczynkowe i restaurację. Jednak pierwszy toast inspekcja spełniła w urzędzie gminy, bowiem naczelnik wylewnie częstował radzieckim koniakiem. Potem był wczesny obiad i jeszcze przed trzynastą kilka toastów w miejscowej restauracji, która była raczej gospodą, choć po smrodzie w toalecie trudno było rozróżnić. Pito, oczywiście, za przyrodę i jej ochronę, która jest na takim poziomie, że długo jeszcze będzie co chronić. A chronić trzeba, bo to i miejscowi, i turyści niszczą, cholera panie, co popadnie. A jakie warunki mają, żeby potem niszczyć... Tak to inspekcja w towarzystwie gminnych notabli znalazła się w ośrodku wypoczynkowym nieopodal stolicy gminy. Było już mocno po południu i raczej po godzinach pracy, więc folgowano sobie na całego. W ferworze dyskusji o ochronie środowiska nikt nie zauważył, że kierowca też pije. Cóż, chłopisko poczuło się już po pracy...

Biesiadnicy ani się spostrzegli, aż zapadł zmrok, co obudziło w nich jednak tęsknotę za domem i wygodnym łóżkiem. Praca jest zazwyczaj męcząca, a wyjazdy w teren zwłaszcza. Wiem coś o tym, szczególnie po wyczerpujących wyjazdach z ekipą łódzkiej TVP i śp. Włodkiem Łarionowem, zwanym Łarką. Jedziemy! Odtrąbił na odchodne ostatnim toastem najstarszy stopniem z grupy inspekcyjnej w randze wicedyrektora wydziału.

Kiedy znaleźli się przy ,,Polonezie'' i pożegnali się z miejscowymi, okazało się, że kierowca jest pijany, może nawet bardziej od innych, bo pił w większym stresie, no i odmawia prowadzenia auta stanowczo. Po co kłopoty, przecież jest młody człowiek, który nie pił, bo jest niemalże abstynentem (po dwóch piwach ma śrubę i potężnego kaca), wskazał kierowca na mojego kolegę. Ten rzeczywiście był bardzo młody, nie pił, ale nie miał prawa jazdy, ba, nigdy nie siedział za kierownicą auta. - Co to, wielka sztuka jeździć, nauczymy go i cześć – odkrywczo oznajmił kierowca, bo jego szef już się mocno boczył i groził konsekwencjami.

Jak powiedział, tak zrobili. W niespełna pół godziny mój kolega przeszedł przyśpieszony kurs nauki jazdy samochodem. Kierowca siadł obok i powiedział, że jakby co, będzie pomagał, biegi może przełączać, zahamować. - A ty, kochany, tylko kółko będziesz trzymał...

Pojechali! Pasażerowie byli zachwyceni, nawet śpiewali patriotyczne i wojskowe pieśni. Kolega opowiadał mi, że bał się okrutnie. Siedzący obok kierowca pomagał mu tylko z początku, potem usnął i chrapał. Człowiek różne rzeczy może zrobić ze strachu, Okazało się także, może prowadzić samochód nie umiejąc tego robić. - Przejechałem dystans kilkunastu kilometrów bezbłędnie – z niejaką dumą opowiadał mi kolega. - Tylko na samym końcu, tuż przed garażami Urzędu Wojewódzkiego w Sieradzu popieprzyło mi się wszystko, bo wydawało mi się, że idę. I tak przejechałem przez sam środek trawnika, który był nasiąknięty deszczem. Koleiny, które wyrył ,,Polonez'', do późnej wiosny następnego roku nie tylko mnie przypominały inspekcję na dwóch gazach.

Uwagi i połajania przyjmuję: CLOAKING

LEK.

Reklama

Najnowsze

Top 10 (ostatnie 30 dni)

Reklama

Zaloguj

Reklama
Reklama

Z krainy dowcipu

terkamichal24
Reklama

 

partnerzybar2

tubadzin150wartmilk150

 
 
stat4u