Reklama
menuvideotvomenuartykulymenugaleriamenulogo2menureklamaonasmenu 20lat
Strona główna Artykuły Felietony CELEBRA, WICEMINISTER I PIWOSZE

CELEBRA, WICEMINISTER I PIWOSZE

sieradzkie_peerelki2Celebrowanie wszelkiej maści uroczystości, zwłaszcza państwowych, było w czasach PRL-u zmorą dla dziennikarzy. A to dlatego, że trwały one długo i zazwyczaj były śmiertelnie nudne. Aby oddać sprawiedliwość, stwierdzam, że za demokracji niewiele się w tej kwestii zmieniło; bywa, że nadal króluje wszechwładna celebra. Czasami jednak i ona tworzy sytuacje tak paradoksalne, że zapamiętuje się je na całe życie.


Był rok 1983, kiedy jako dziennikarz zajmujący się nieco sportem w tygodniku ,,Nad Wartą'', otrzymałem wiadomość, że przyznano mi medal ,,Za zasługi dla Ludowych Zespołów Sportowych''. Stosowna uroczystość miała miejsce w ośrodku LZS w Burzeninie-Strumianach. Po wyczytaniu nazwisk odznaczonych utworzył się kilkunastoosobowy szpaler tych osób ze mną na jego końcu, gdyż moje nazwisko wyczytano jako ostatnie. Po kolei wręczano im medale. Kiedy celebrujący uroczystość doszli do mnie, okazało się, że... medalu zabrakło. Powstała nerwowa sytuacja. Jeden z wręczających począł szybko przeglądać karteczki z nazwiskami. U jednego z obdarowanych w etui medalu znalazł takową z moim nazwiskiem, więc... odebrał mu medal i wręczył mnie. Jakiś czas później dowiedziałem się, że odznaczenie dla tego człowieka odnalazło się i otrzymał on medal na innej uroczystości.

Większy stres związany z celebrą przeżyłem bodaj dwa lata później podczas uroczystego pożegnania wojewody sieradzkiego Kazimierza Cłapki, który został wiceministrem kultury i sztuki. Jako kierownika Oddziału ,,Głosu Robotniczego'' w Sieradzu, dyrekcja Łódzkiego Wydawnictwa Prasowego uczyniła mnie odpowiedzialnym za... zakup i wręczenie kwiatów, które wraz ze stosownym upominkiem mieli przekazać zastępcy redaktorów naczelnych ,,Głosu Robotniczego'' i ,,Dziennika Łódzkiego'', bo ja byłem do tego za niski rangą. Panowie ci przyjechali do Oddziału ,,GR'' na dobre dwie godziny przed uroczystością. Czasu było dużo, a redaktorzy bardzo lubili piwo, o które było wtedy znacznie łatwiej w Sieradzu niż w Łodzi, więc udali się konsumować ten zacny trunek miedzy innymi aż do pijalni przy ulicy Krakowskie Przedmieście!

Ponieważ wszyscy pracownicy Oddziału ,,GR'' w Sieradzu zostali wyznaczeni do żegnania wojewody (zrobilibyśmy to i tak, bowiem lubiliśmy człowieka za przychylność dla dziennikarzy), w sali konferencyjnej KW PZPR byliśmy pół godziny przed wyznaczoną porą. Niestety, nie było tam redaktorów z Łodzi. Nie było ich także wtedy, kiedy nadeszła pora wręczenia. Kiedy minął tzw. kwadrans akademicki, prowadzący uroczystość I sekretarz KW PZPR, Janusz Urbaniak stwierdził ze złością, że ponad dwieście osób z całego województwa nie będzie czekać na dwóch panów, którzy gdzieś zginęli i poprosił, abym to ja wręczył upominek. Uczyniłem to z przyjemnością, ale i z obawą, że wyszedłem przed szereg. Nie myliłem się, redaktorzy-piwosze odnaleźli się po kilkunastu minutach gotowi do celebry. Kiedy dowiedzieli się, że jest po wszystkim, mieli pretensje do mnie. - Panowie - odpowiedziałem im spokojnie - cieszcie się, że się nie wydało, gdzie byliście, bo wtedy, to dopiero by się porobiło...

Jeszcze długo potem szefowie obu redaktorów pytali mnie, co się wtedy stało, że to ja wręczałem wiceministrowi upominek? Odpowiadałem, że nie wiem dlaczego redaktorzy zniknęli na tak długo, a w duchu powtarzałem sobie: przecież my, piwosze, musimy się popierać.

LEK.

FORM_HEADER

FORM_CAPTCHA
FORM_CAPTCHA_REFRESH

Reklama

Najnowsze

Top 10 (ostatnie 30 dni)

Reklama

Zaloguj

Reklama
Reklama

Z krainy dowcipu

terkamichal24
Reklama

 

partnerzybar2

tubadzin150wartmilk150

 
 
stat4u