Taka miłość się nie zdarza? A jednak!
Zapewnie po tym, jak sam się ogranie lub z pomocą lekarzy dojdzie do siebie - powinien dać na mszę w intencji swojej dziewczyny. Niedoszły samobójca, 36-letni mieszkaniec Zduńskiej Woli, jej właśnie, choć przebywała blisko 200 km od Zduńskiej Woli, zawdzięcza to, że nadal żyje.
Po telefonicznej informacji dziewczyny o próbie samobójstwa jej chłopaka, policjanci uratowali zduńskowolanina, który targnął się na swoje życie. Około północy dyżurny otrzymał telefon od mieszkanki Warszawy z informacją, że jej chłopak zadzwonił do niej i przekazał informację, że popełni samobójstwo. Potem rozłączył się. Dzwoniła do niego, lecz nie odbierał telefonów. To ją zaniepokoiło i dlatego zadzwoniła na policję. Policjanci ustali szybko adres desperata i pojechali do jego domu. Drzwi od mieszkania były otwarte, więc mundurowi weszli do środka. W jednym z pokoi na podłodze siedział mężczyzna, który trzymał w rękach kuchenny nóż i miał zakrwawione ręce. Funkcjonariusze natychmiast doskoczyli do niego, obezwładnili go i odebrali mu nóż.
Po udzieleniu mu pierwszej pomocy, wezwali karetkę pogotowia. Niedoszły samobójca został odwieziony do szpitala i opatrzony. Okazał się nim 36-letni zduńskowolanin. Był nietrzeźwy i w stanie załamania nerwowego. Jak oświadczył na targnięcie się na życie miały wpływ problemy osobiste. Decyzją lekarza desparat trafił pod eskortą stróżów prawa na obserwację do Szpitala Psychiatrycznego w Warcie. Tam zapewne będzie miał czas na przemyślenie tego, ile problemów sprawił najbliższym i policji. Ale to przecież także z jego podatków. Nie pomyślał tak podcinając sobie żyły. Raczej; a co tam, raz się żyje, ale przy okazji telefon do przyjaciela/ółki wykonał. Na szczęście dla siebie samego...
Ewa Dobrowolska