Reklama
menuvideotvomenuartykulymenugaleriamenulogo2menureklamaonasmenu 20lat
Strona główna Artykuły Felietony DZIENNIKARZ - BEZRADNY ŚWIADEK HISTORII

DZIENNIKARZ - BEZRADNY ŚWIADEK HISTORII

sieradzkie_peerelki2Kiedy zaczynałem pracę w zawodzie reportera - dzień zatrudnienia w RSW ,,Prasa-Książka-Ruch'' (wtedy był to Kombinat Prasowy, potem Łódzkie Wydawnictwo Prasowe) mam historyczny - 1 sierpień 1980 r., starsi koledzy przestrzegali mnie, abym za bardzo nie zbliżał się do władzy, bo to szkodzi. Wtedy nie było to takie proste i bardziej wieloznaczne niż obecnie. Niby ,,bycie na ty'' z sekretarzem, wojewodą lub choćby naczelnikiem gminy dawało jakieś profity, ot, choćby ułatwiony dostęp do informacji lub nawet możliwość zdobycia talonu na samochód, ale było też kłopotliwe, wiązało ręce. Do zwyczajnej cenzury redakcyjnej i państwowej dochodziła jeszcze obawa, że głupio tak napisać coś, co nie będzie podobało się znajomemu na stanowisku...

 

Inaczej było z Januszem Urbaniakiem, I sekretarzem KW PZPR w Sieradzu w latach 1981-1988. Tego człowieka (zmarł w Sieradzu 8 lipca 2001 r.) poznałem we wrześniu 1980 r., kiedy był kierownikiem wydziału rolnictwa KW PZPR. Redaktor Barbara Wrzesińska, wówczas sekretarz redakcji tygodnika ,,Nad Wartą'', poleciła mi napisać materiał o ogródkach działkowych, a właśnie tow. Urbaniak był wtedy prezesem zrzeszania działkowców, czy czegoś w tym rodzaju. Oczywiście, na szczeblu wojewódzkim. Na odchodnym pani Barbara rzekła: - Tylko proszę nie robić żadnych wywiadów, bo teraz byle kierownik z KW chciałby być tak wyróżniony przez gazetę! Obiecałem nie zrobić, choć tak naprawdę, nie wiedziałem co mam napisać, jakakolwiek krytyka odpadała z założenia.

Męczyłem się nad tym tekstem okrutnie, kilka razy cytowałem tow. Urbaniaka, który wydawał mi się wręcz wybitnym znawcą ogrodnictwa działkowego i to takim, jakiego jeszcze nigdy w życiu nie spotkałem. Nie był to wywiad, ale głównemu bohaterowi tekst się podobał. Nic to dla mnie nie oznaczało. Nawet wtedy, kiedy rzeczony został I sekretarzem KW PZPR i nadal mówił dziennikarzom per ,,ty'' lub ,,towarzyszu''. A miał do prasy stosunek paternalistyczny, ale bardzo surowego ojca. Oj, gdyby ktoś przesadził, a zdarzyło się to np. Andrzejowi Siergiejowi (przypomnę, później współzałożycielowi tygodnika ECHO), to miał kłopoty. Andrzej miał, bo odważył się bodaj w 1987 r. wysłać do ,,Polityki'' tekst o niejakim Pastusiaku, działaczu młodzieżowym i partyjnym, prezesie Banku Spółdzielczego w Widawie. Tenże Pastusiak naprzekręcał kupę pieniędzy, braki w banku były duże, wpadł, poszedł siedzieć, ale tak go ktoś sprytnie wypuścił na przepustkę, że szukaj wiatru w polu... Tekst Andrzeja nie poszedł w pierwotnej wersji w tygodniku ,,Nad Wartą''. W ,,Polityce'' już, już miał miał się ukazać, co obiecywał Andrzejowi sam red. Daniel Passent, wówczas zastępca redaktora naczelnego ,,Polityki'', ale nie poszedł. Powodem były telefony z KW. Kto dzwonił, kto miał taką siłę sprawczą? Można się tylko domyślać. Andrzej w każdym razie był podpadnięty na całego, chociaż napisał tekst w słusznej sprawie. Cóż, okazało się, że niesłuszny.

W porównaniu z Januszem Urbaniakiem jego następca, tow. Mirosław Czesny, był człowiekiem szorstkim, żeby nie powiedzieć bywał ordynusem. Obawiałem się go od czasu, kiedy jechałem z nim na tak zwaną niezapowiedzianą wizytę do ZUGiL-u w Wieluniu. Służbowy polonez miał silnik rovera, więc sekretarz z lubością dociskał gaz do dechy. Widząc moje przerażenie, bo droga była kiepska, a ja w życiu nie jechałem tak szybko, jakieś 140 na godzinę, mówił do mnie: - Widzicie, towarzyszu redaktorze, ja wstałem o piątej rano, o szóstej przepłynąłem kilkanaście długości basenu, więc się dobrze czuję, a wy?

Nie czuję się dobrze nawet teraz, kiedy wspominam tow. Czesnego, który najpierw był prostym robotnikiem, a potem szefem ZSMP w Łodzi, sekretarzem organizacyjnym Komitetu Łódzkiego PZPR, ekonomię studiował zaocznie 11 lat, dwa lata był I sekretarzem KW PZPR w Sieradzu, a pierwszym jego miejscem pracy po upadku komuny był Bank Spółdzielczy w Sieradzu. Dobrze, że nie pracował tam długo, bo wszystko co potem robił, nie udawało mu się, najdelikatniej mówiąc. Wielkiej klasy musiał to być macher, bo - mimo, że doprowadził na skraj bankructwa klub piłkarski Widzew - po protekcji Antoniego Ptaka został wiceprezydentem Szczecina, i to u boku... słynnego antykomunisty, zmarłego niedawno Mariana Jurczyka. Moi przyjaciele z tego miasta pytali mnie wtedy, jak to jest możliwe? W Polsce wszystko jest możliwe, odpowiadałem, nawet to, że kiedyś Lepper będzie premierem. No i co, niewiele się pomyliłem, ale nie mam z tego powodu żadnej, ale to żadnej satysfakcji.

LEK.

Reklama

Najnowsze

Top 10 (ostatnie 30 dni)

Reklama

Zaloguj

Reklama
Reklama

Z krainy dowcipu

terkamichal24
Reklama

 

partnerzybar2

tubadzin150wartmilk150

 
 
stat4u