Reklama
menuvideotvomenuartykulymenugaleriamenulogo2menureklamaonasmenu 20lat
Strona główna Artykuły Młode Siewie Moja „wielka” wakacyjna przygoda

Moja „wielka” wakacyjna przygoda

10:30, czwartek, trasa Sieradz D.A. – Łódź Dworzec Fabryczny

W dzisiejszych czasach, kiedy prawie każdy ma swój samochód, podróżowanie wydaje się być błahostką. Pokonanie kilkuset kilometrów nie stanowi większego problemu. I tak we wakacje odwiedzamy dalszą rodzinę. Z terenów nadmorskich jedziemy w góry i na odwrót. Wszystko względnie szybko oraz względnie komfortowo. Co jednak, gdy podróż trwającą góra dwie godziny samochodem, zamienimy na tułaczkę maszyną Polskiej Komunikacji Samochodowej, która potrafi się ciągnąć niczym spotkanie z nudną ciotką o skrajnie prawicowych poglądach? Muszę przyznać, że zdecydowałem się na podobny krok. Nie, nie kontaktowałem się z prawicowymi ciotkami. Chociaż i takie by się pewnie znalazły. Wybrałem się autobusem do Kutna. W swoją wielką wakacyjną podróż…

Czwartkowy poranek powitał mnie mierną pogodą. Objuczony niczym tybetański jak, należący do przemytników porcelany udałem się na przystanek PKS. Podróż do Sieradza zajęła mi godzinę, czyli jakieś 60 procent czasu jakiego potrzeba, aby do Kutna dotrzeć samochodem. Ja jednak, zaprawiony w podobnych podróżach (czytaj: na tej trasie), przejazd zniosłem dzielnie, czytając książkę zapożyczoną od mamy.

Na dworcu PKS, oczekując na autobus do Łodzi, spotkałem koleżankę z klasy. „Żerom” jest wszędzie! Dagmara pomogła mi wytrzymać planowe pół godziny, jakie zostały do przyjazdu mojej taryfy. Nieplanowane, piętnastominutowe spóźnienie musiałem już wytrzymać, niestety, sam. Cóż, taka jest Polskie Komunikacja Samochodowa. Dobrze, że autobus w ogóle przyjechał. Podczas mojego samotnego trwania na tzw. Stanowisku, zauważyłem jeszcze jedną koleżankę. Tej jednak nie było pisane zobaczyć mnie, co uwierzcie, było naprawdę ciężkie. Pierwsze piętnaście minut drogi do Łodzi ubiegło mi bardzo szybko. Na rozmyślaniach. Doszedłem do wniosku, że M. nie mogła mnie nie zauważyć, gdyż przez piętnaście minut stała dziesięć metrów obok. Jak widać, są ludzie i „ludziska”.

Na sieradzkim dworcu zawsze wiele się dzieje. Było tak i tym razem. Ku mojemu przerażeniu, zauważyłem pojazd wypchany niczym pospieszny „pekaes” do Wołomina. Maszyna krążyła i wydawać by się mogło, że podjedzie na moje, ósme stanowisko. Zrezygnowany wizją dwugodzinnej podróży, podczas której z objuczonego jaka zmieniłbym się w upchaną objuczoną sardynkę, zwiesiłem głowę. Na całe szczęście autokar podjechał na sąsiednie stanowisko. Po chwili wylała się z niego nieprzebrana masa turystów. Jako, że przeznaczeniem ich trasy była Kudowa Zdrój, wielu miało na głowie śmieszne czapeczki i przeciwsłoneczne okulary. Było to wielce nieadekwatne do pogody. Lecz turystyka rządzi się swoimi, specyficznymi prawami. Czekałem, aż przyjezdni zaczną cykać sobie fotki z tubylcami oraz poszukają straganów z pamiątkami. Lecz wycieczka aż tak nienormalna nie była.

11:20, przedmieścia Łodzi

Łódź powitała mnie jak zwykle. Nasze wojewódzkie miasto jest fenomenalne. Nie w każdym ośrodku miejskim zaobserwujemy takie skrajności. Obok nowych, ładnie wymalowanych ścian, w oczy rażą obdarte, wiekowe mury. Obok czystych, uporządkowanych ulic, trafiają się brudne i totalnie zaśmiecone. Zadbana toaleta, mogąca aspirować do miana galerii sztuki (kto był, ten wie), mieści się w starym budynku Dworca Fabrycznego. Na murach również jest ciekawie. Obok tagów przyzwoicie spisującego się Widzewa Łódź (górna połowa tabeli T-Mobile Ekstraklasy), znaczki Łódzkiego Klubu Sportowego (ostatnie miejsce w tabeli T-Mobile Ekstraklasy). Z tymi, pożal się Boże, grafitti też jest ciekawa sprawa. Zastanawia mnie, jak bardzo trzeba stronić od myślenia, żeby tak zaśmiecać miejsca, które są własnością wszystkich? Czy w czymś to komuś pomoże? Ładnie wygląda? Jest ważne? Oczywiście trzy x NIE!

12:40, trasa Łódź Fabryczna – Kutno D.A.

Ostatni etap podróży zaczął się obiecująco. Podczas wsiadania do autobusu zasłyszałem pytanie pani przede mną: - Czy ten autobus dojedzie do Piątku? – Przeraziłem się nie nie żarty, bowiem był dopiero czwartek. Trwało to jednak tylko chwilę. Przecież Piątek to miasto na trasie Łódź – Kutno i sam środek Polski! Wspomnianą mieścinę minęliśmy koło godziny 13.30, a później pomknęliśmy już prosto do celu. Przy czym na słowo „pomknęliśmy” należy wziąć poprawkę, gdyż pozwolę sobie przypomnieć, że mowa o autobusach Polskiej Komunikacji Samochodowej.

14.15 Kutno D.A.

Powiem szczerze, że Kutno bardzo się zmieniło przez ostatnie kilka lat. Miałbym problemy się odnaleźć. Na szczęście pomogło mi (nie zawsze) kochane rodzeństwo cioteczne. Szybko dotarliśmy do miejsca mojego przeznaczenia i przez następny tydzień mogłem cieszyć się wolnością. Prawdziwą swobodą wakacji. Nikt nad człowiekiem nie stoi, nie ma się wyznaczonych zadań, nikt nie krzyczy, nikt się nie spieszy. Żyć nie umierać. Warto było się męczyć sześć godzin, żeby odpocząć. Wielka ,,wakacyjna przygoda'' zakończona u wrót ziemskiego wydania rajskiego Edenu.

Szenszol

uczeń II LO im. Stefana Żeromskiego w Sieradzu


FORM_HEADER

FORM_CAPTCHA
FORM_CAPTCHA_REFRESH

Reklama

Najnowsze

Top 10 (ostatnie 30 dni)

Reklama

Zaloguj

Reklama
Reklama

 

partnerzybar2

tubadzin150wartmilk150

 
 
stat4u