To cud, że drzewa nie zwaliły się na bloki!
Pani Maria, lokatorka bloku przy ul. Marii Skłodowskiej-Curie 2 w Zduńskiej Woli wciąż wierzy, że nad nią i sąsiadami czuwał Bóg. Blisko 10-metrowe drzewo, które czwartkowa wichura wyrawała z korzeniami, upadło na plac między blokiem, w którym mieszka a sąsiednim pod nr 4.
-
Był chyba kwadrans po szóstej, kiedy usłyszałam ogromny szum. Przez ponad 20 lat wydawało mi się, że się już przyzwyczaiłam, że podczas silnych wiatrów i burz nasze dorodne drzewo wydawało swój "głos". Ale w Boże Ciało, aż mnie przeszły ciarki. Podeszłam do okna i zobaczyłam, jak ten drzewny kolos kołysze się na wszystkie strony. Gałęzie zahaczały o nasze okna. Ale w pewnym momemcie kolejny podmuch wichury wyrwał drzewo z korzeniami. Słychać było, jak korzenie wyrywają kostkę z chodnika. Nie minęło 30, może 40 sekund, a drzewo zwaliło się jak zapałka na trawnik. W domu drżały szyby w oknach, miałam wrażenie, że trzęsie się ziemia. Byłam przerażona. Aż bałam się wyjrzeć przez okno. Syn po chwili powiedział, że drzewo runęło na plac, zatrzymało się na śmietniku - opowiada zduńskowolanka.
Jej zdaniem, jak i mieszkańców obu bloków, to cud, że drzewo zwaliło się na plac między budynkami. Mierzyło blisko 10 metrów. Miało wiele ciężkich konarów, które mogłby wyrządzić ogromne szkody w lokalach, od których dzielił je zaledwie chodnik. Czyli jakieś 2,5 metra. Chwile grozy przeżyli także w czwartkowe popołudnie lokatorzy środkowej klatki bloku przy ul. Szadkowskiej 22. Tam z kolei wichura powaliła blisko 30-letnią tuję, wysoką na 6 metrów.
- Rosła tutaj odkąd pamiętam - mówi Ryszard, mieszkaniec Szadkowskiej 22. - Całe szczęście, że dorodny już krzew przewrócił się na chodnik, a nie na blok. I, że nikomu nic się nie stało - dodaje. Lokatorzy z bloków, przy których leżą zawalidrogi czekają z niecierpliwością, kiedy zostaną uprzątnięte. Zwłaszcza ci z ul. Marii Skłodowskiej-Curie. Powalony pień stał się bowiem atrakcją dla dzieciaków z okolicy, które teraz właśnie tam zrobiły sobie tymczasowy plac zabaw!
Tekst i fot. ED