Reklama
menuvideotvomenuartykulymenugaleriamenulogo2menureklamaonasmenu 20lat
Strona główna Artykuły Aktualności Poemat dla dorosłych - Z chlewika apartament młodych proletariuszy

Poemat dla dorosłych - Z chlewika apartament młodych proletariuszy

Piotrków Trubunalski, 1954. Młody człowiek poszedł do komitetu partyjnego by uzyskać zgodę na remont chlewu przy ul.Stalina na mieszkanie. Przygotował na zimę pokój z kuchnią. Kosztowało go to życie żony i dziecka. Władze nie mogły nie zareagować, ale przede wszystkim zatroskane były plamą, jaka ciążyć będzie na honorze piotrkowskiej organizacji partyjnej przed II Zjazdem PZPR. Plamą, a nie ludźmi i ich dramatycznym losem. W czasie przedzjazdowym podejmowano zobowiązania, czyny, warty produkcyjne i wyścig pracy, starając się współzawodniczyć między sobą w hołdzie zjazdowi Partii czy jej przywódcy.

 

Czas planu sześcioletniego (1950-1956) to był wysiłek zdwojenia produkcji hut; szyn, czołgów, lokomotyw. Wydobycia węgla oraz tworzenia kołchozów kosztem polskiego rolnictwa. Zarówno żywność jak mieszkania, buty czy rowery traktowane były jako produkcja uboczna, mniej ważna wobec skoku inwestycyjnego. Mniej ważni od planu byli też ludzie, mimo, że partii byli niezbędni do ciężkiej pracy, powszechnej służby wojskowej czy w organizacji paramilitarnej "Służba Polsce" albo w karnych brygadach górniczych. Warto też było mieć kogo spędzić do manifestowania entuzjazmu przed trybuną... Troska o naród występowała na szpaltach gazet, na transparentach i naradach partyjnych. Łagodnie mówiąc - była szumna i gołosłowna. Murarz budował fabryki czy koszary, choć sam nie miał gdzie mieszkać.Natomiast partia nie zapomniała uwiecznić go na pomniku budowniczych u stóp Pałacu Kultury, wraz z kołchoźnicą, milicjantem czy spawaczem. Już w roku 1951 doszło do wydarzeń będzińskich, gryfickich i drawskich. Można o tym znaleźć zapomniane dziś wiadomości w sieci czy portalach historycznych. Scenariusz, jaki stosowała partia był zwykle ten sam. Kiedy przebrała się miarka ciemiężenia, centrala partyjna stawała w roli obrońcy ludu, winowajców - to znaczy sprawców pobić, rabunków, podpaleń w imię wykonania planu - usuwając z szeregów partyjnych, obwiniając za wszelkie zło, także za gorliwość wykonywania partyjnych poleceń nadesłąnych z góry. Ustrój, system i partia były dobre, tylko niższe szczeble pozwalały zagnieździć się wrogowi, dopuścić czynów, które KC partii, biuro organizacyjne czy biuro polityczne potępiały. Zawsze po fakcie, z którym partia nie miała rzekomo nic wspólnego. Zło zdarzało się samo... Jak wydarzenia drawskie czy gryfickie nie są historykom obce, tak zdarzenia z przełomu roku 1953/54 w Piotrkowie Trybunalskim nie są historykom znane mimo wielu śladów, jakie pozostawiły w archiwaliach partyjnych.

W piotrkowskim kombinacie budowlanym pracował przodownik pracy Marian Martela, który w r.1953 zawarł małżeństwo z aktywistką ZMP, Danutą. O mieszkanie nie było łatwo. Młody człowiek poszedł do komitetu partyjnego starać się o przydział chlewa, jaki wypatrzył w jednym z podwórek w śródmieściu, przy ulicy Stalina w Piotrkowie Trybunalskim. Zobowiązał się wyremontować chlew na lokal mieszkalny. Śpieszno mu było, bo żona miała za kilka miesięcy urodzić pierwsze w ich rodzinie dziecko. Partia (Komitet Miejski PZPR) przydzieliła ten chlew Marteli, więc po pracy szedł tam, ciężko harował, później pomagali mu jeszcze koledzy, bo szybko nadchodziły jesienne zimna. Kombinat MPR-B w Piotrkowie Trybunalskim pożyczył Marteli trochę materiałów na remont (papę, farby), bo nie sposób się było o nie wystarać sią na czas. Martela wziął dwa tygodnie wolnego i późną jesienią chlew nie przypominał już pomieszczenia dla trzody tylko lokal mieszkalny; pokój i kuchnię z jedynym medium – prądem i piecykiem do ogrzewania wnętrza. Martelowie wprowadzili się tam od razu i na powitanie dostali... pismo cofające im przydział na wyremontowany lokal. Piotrków nie jest metropolią toteż władze partyjne i władze administracyjne częściowo pokrywały się personalnie. Nie można też naiwnie powiedzieć, że w takim ośrodku starzy mieszkańcy nie znali się i w komitecie miejskim czy miejskiej radzie narodowej zupełnie nie wiedziano kim jest Martela albo kim jest Twardowski. Okazało się bowiem, że przydział na nowe wyremontowane własnymi rękoma przez Martelę lokum dostał ów Twardowski z rodziną i zamierza z okazji niezwłocznie skorzystać.

Martela szukał pomocy w komitecie miejskim w Piotrkowie i w tamtejszym Prezydium MRN. Napisał też list do samego Bolesława Bieruta. Napisał o tym jaka go krzywda spotyka. Administracja partyjna i miejska nie zamierzały się patyczkować i zarządziły... natychmiastową eksmisję Martelów, mimo, że Danuta Martela była tuz przed rozwiązaniem! Nie dano jej mężowi wnieść odwołania od decyzji o eksmisji z lokalu. Wyczekano chwili kiedy pójdzie do pracy i siłą eksmitowano żonę, która w czasie tej napaści pracowników lokalówki poroniła i zasłabła. Dziecko zmarło! Do Martelowej nie mógł się dostać lekarz, bo Twardowscy... zabarykadowali jedyne wejście do chlewa. Ponowny przyjazd karetki z pomysłowym personelem tyle zmienił, że lekarz dostał się do Danuty Marteli przez okno. Mimo tych działań, pacjentka nie przeżyła eksmisji i towarzyszącej jej brutalności. Danuta Martela zmarłą! Masa krytyczna została przekroczona. Partia nie była w stanie zatuszować sprawy! Całe miasto zostało poruszone do żywego. Wiadomości oszczędzono tylko Komitetowi Wojewódzkiemu PZPR w Łodzi, który ostatni dowiedział się o zdarzeniach z ust płk. Kazimierza Kraupe, komendanta MO dla woj.łódzkiego.

Sekretarzem komitetu wojewódzkiego PZPR była wtedy (od dwóch lat) Michalina Tatarkówna-Majkowska, Wojewódzkiej Komisji Kontroli Partyjnej przewodniczył Mikołaj Stańczyk, zastępcą I Sekretarza KW był tow. Bukowski. Właśnie oni wysłali pilnie do Piotrkowa dwóch kierowników wydziałów KW PZPR, towarzyszy W. Fibakiewicza i J. Surmackiego. Kiedy przybyli do Piotrkowa niemal natychmiast wyrzucili członków komitetu miejskiego, poza czterema towarzyszami, których wcześniej aresztował prokurator. Partyjne śledztwo wskazywało, że Martelowie nie mogli być eksmitowani przed upływem terminu rozpatrzenia ich odwołania, a sama decyzja cofnięcia im przydziału została jeszcze w grudniu 1953 wycofana przez I Sekretarza KM PZPR w Piotkowie Trybunalskim, Bolesława Jabłońskiego. Niestety, mimo tego wykonano ją. Eksmisję zarządziła kobieta, sekretarz prezydium Miejskiej Rady Narodowej. Podżegała nawet do jej szybkiego wykonania, nie biorąc pod uwagę stanu ciężarnej, którą uważała za... "zdrową jak koń". Dochodzenie w oparciu o pośpiesznie zgromadzone informacje dla Komitetu Wojewódzkiego PZPR, wskazywało na kumoterski proceder przyznawania lokali w Piotrkowie. Wprawiało towarzyszy, którzy to ustalali na miejscu, w tym większe ideologiczne kłopoty, że Martelowie angażowali się w plan sześcioletni, on bezpartyjny, ale przecież przodownik pracy. Natomiast Twardowski nigdzie nie pracował utrzymując rodzinę – jak zaznaczano - z pokątnego handlu. Był natomiast w bliskiej komitywie z sekretarzem ekonomicznym Komitetu Miejskiego PZPR i w zażyłości z przewodniczącym Miejskiej Rady Narodowej. W tej sprawie inni sekretarze potrafili na telefon polecać działania, jak się okazało bezprawne, wiceprzewodniczącemu tejże rady, któremu podlegały sprawy lokalowe.

Kiedy Martela przepłacił starania o własny kąt śmiercią żony i dziecka, partia, akcentująca jak troszczy się o robotników, postanowiła uczynić z tych wydarzeń sprawę pokazową. Okazało się, że nie partia jest winna, tylko pojedyncze towarzyszki i towarzysze z szeregów niezwłocznie usunięci. Okazało się, że to właśnie ci usunięci nadużywali władzy, dyrygowali z komitetu radą narodową i jej wydziałem lokalowym. Za najpoważniejszą przewinę uznano, że piotrkowska organizacja partyjna okryła się plamą przed zbliżającym się II Zjazdem PZPR, w czasie podejmowania czynów produkcyjnych. Partia uznała, że trzeba gremialnie potępić czarne owce w KM i PMRN. Towarzyszka Tatarkówna zmobilizowała też do dalszych rozliczeń macierzysty Komitet Wojewódzki w Łodzi, gdzie ,,piorąc brudy'' usunięto kierownika Wydziału Administracyjnego tow. Władysława Tomasa. Zarządała też, by szeroki aktyw we wszystkich powiatach i komitetach miejskich: w Radomsku, Zduńskiej Woli, Tomaszowie Mazowieckim, Kutnie czy Zgierzu odbył narady i wystąpił z rezolucjami na rzecz czystości partii i troski o ludzi pracy, potępiając to, co się wydarzyło w Piotrkowie Trybunalskim. Demaskując wroga we własnych szeregach. Dramat z Piotrkowa nie byłby szeroko znany, gdyby nie te wiece, na których o nim informowano niemal w całym województwie.

Żaden z głosów współczucia wobec Martelów nie podnosili sprawy budowy mieszkań dla robotników. Nie było w nich mowy o pomocy dla przodownika pracy kiedy ten się żenił, ani wtedy, kiedy owdowiał, chcąc rodzinie zapewnić własny kąt. Jeden głos, tow.komendanta MO Mariana Kurpia, zdradzał troskę o mienie podnosząc, że ...meble zostały wstawione do suteryny, do której wprowadziła się prostytutka po czteroletnim wyroku i uprawia swój haniebny proceder na meblach Martelów... W powodzi samokrytyki zdarzył się pojedynczy uczciwy głos, kiedy jeden z kierowników wydziałów Komitetu Wojewódzkiego PZPR zdawał egzekutywie KW PZPR sprawę z rekonesansu w Piotrkowie, mówiąc, że gdy dwaj kierownicy z KW; tow.tow. Wacław Fibakiewicz i Jacek Surmacki przyjechali na miejsce po śmierci matki i dziecka, ludzie chcieli ich nosić na rękach jak wybawców. Gdyby wiedzieli - mówił - że to z naszej nieodpowiedzialności doszło do zabójstwa, rozszarpaliby nas!

Towarzyszka Tatarkówna niczym szeryf wpadła do Piotrkowa, gdzie stawiając kres samowoli swych podwładnych, rozgrywała własne karty i rozprowadzała swoich ludzi w miejsce usuniętych. Jeden z nich, wspomniany tow.Tomas* zdążył w ciągu kilku dni odwołać wiceprzewodniczącego MRN z Piotrkowa i mianować go... przewodniczącym PRN w Radomsku. W nagrodę a nie karę za udział w eksmisji Martelów. Nie padały głosy o ofiarach eksmisji, ani o oszustwie w sprawie wystawienia przydziału lokalu bez pokrycia. Skupiono się w komitecie na biczowaniu nadużyć i wypaczeń, ale nikt nie mówił, że to partia do nich doprowadza. Winę przerzucono na bezdusznych urzędników, którzy zawiedli. Zawiedli, bo ...wykonali partyjne polecenie. Dali posłuch cudzym decyzjom, które były wyłącznie nadużyciem, a wykonane - sprowadziły śmierć na rodzinę eksmitowanych.

Poecie Adamowi Ważykowi potrzeba było jeszcze półtora roku takich doświadczeń jak te w Piotrkowie, Nowej Hucie czy w innych miejscach Polski, by odważył się głośno napisać w "Poemacie dla dorosłych", jakim kosztem realizowany jest plan sześcioletni, kogo spotyka krzywda, a kogo zdrada.

------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

*Michalina Tatarkówna - Majkowska tak o nim mówiła w czasie obrad Egzekutywy KW PZPR w Łodzi 27 stycznia 1954: …”tow.Tomas nie chciał widzieć nowych, młodych kadr na stanowiskach w prezydiach rad narodowych - lecz kąpał się w odgrzewanym sosie - starych, zdemoralizowanych pracowników, przenosząc ich z powiatu do powiatu, czego najlepszym dowodem jest Głowacki, proponowany na stanowisko przewodniczącego prezydium PRN w/.../, o którym tow.Tomas wiedział, że gwałcił młode dziewczyny, że łajdak i pijak i że został wykluczony z Partii za brudne sprawy…”[z protokółu posiedzenia Egzekutywy KW PZPR, Archiwum Państwowe w Łodzi, zespół 1063, sygn. 104, k. 192]

Józef Śreniowski – Oddział Instytutu pamięci Narodowej w Łodzi

FORM_HEADER

FORM_CAPTCHA
FORM_CAPTCHA_REFRESH

Reklama

Najnowsze

Top 10 (ostatnie 30 dni)

Reklama

Zaloguj

Reklama
Reklama

 

partnerzybar2

tubadzin150wartmilk150

 
 
stat4u