Trwa proces Damiana Ch. ze Zduńskiej Woli, zabójcy znajomych w łódzkich loftach przy ul. Tymienieckiego
Mija właśnie rok od tragedii, jaka miała miejsce w nocy z 14 na 15 stycznia ubiegłego roku w Łodzi. Wstrząsnęła nie tylko mieszkańcami łódzkiej kamienicy, ale i zduńskowolanami, kiedy na jaw wyszły szczegóły tej zbrodni. Korytarz i winda prestiżowego apartamentowca przy ulicy Tymienieckiego spłynęły wtedy krwią. Zabójstwa dopuścił się 35-letni wówczas Damian Ch. ze Zduńskiej Woli. Jego ofiarami byli także zduńskowolanie: przyjaciel, z którym znał się od dzieciństwa: 34-letni Piotr D. oraz poznana przed rokiem od tragedii 30-letnia Marta W.. Damianowi Ch. grozi dożywocie. Rodziny ofiar domagać się będą finansowego zadośćuczynienia. Na razie nie znamy kwot, jakich będą się domagać.
Troje przyjaciół, mieszkańców Zduńskiej Woli, z osiedla Południe wybrało się do Łodzi, żeby zaszaleć. Wynajęli apartament w loftach na Księżym Młynie. Mieli piwo i narkotyki, ale byli we własnym gronie. Nic nie powinno się wydarzyć. Jak bardzo się mylili... Danielu Ch. i zamordowany 34 - letni Piotr pracowali w Łodzi. Prowadzili tam zajęcia sportowe. Są absolwentami Zespołu Szkół Zawodowych nr 1 w Zduńskiej Woli, a morderca ukończył Wyższą Szkołę Sportową w Łodzi. Piotr i Marta mieszkali na tym samym osiedlu w Zduńskiej Woli. Jak można jeszcze przeczytać na profilu Piotra D. był związany z firmą Scafil w Sieradzu. Ukończył Społeczną Wyższą Szkołę Przedsiębiorczości i Zarządzania. Po ubiegłorocznej tragedii żegnali go licznie znajomi, którzy nie mogli uwierzyć w jego śmierć, a zwłaszcza towarzyszące jej okoliczności. Z profilu zamordowanego można się było dowiedzieć, że Piotr D., że kochał szybką jazdę, markowe buty sportowe i nie lubił ówczesnej władzy.
Przed łódzkim sądem 18 stycznia, zeznawali kolejni świadkowie zbrodni. Chociaż od tragicznych wydarzeń minął rok, kobieta, która tragicznej nocy zajmowała apartament na tym samym piętrze, w wielkim stresie opowiadała sędziom, co się wtedy wydarzyło.
"— Wychodziłam z pokoju, kiedy zobaczyłam, że wysoki mężczyzna przebiegł do schodów, a apartament naprzeciw jest otwarty — zeznawała kobieta."
Kobieta zadzwoniła po pogotowie. To samo robił jej partner. Później policjantom i ratownikom pogotowia pomagali dotrzeć na miejsce zbrodni skomplikowanym systemem korytarzy w loftach.
Mężczyzna (Piotr D.) już nie żył. Kobieta (Marta W.) zmarła wkrótce. Nie udało się utrzymać jej przy życiu. Zanim straciła przytomność, na pytanie, kto to zrobił, odpowiedziała krótko: — Kolega. Wyszeptała jeszcze tylko swoje imię — Marta.
Zaskakujący zwrot w procesie o zbrodnię w loftach
Przed sądem w Łodzi Daniel C. przyznał się do winy, chociaż stwierdził, że nie pamięta momentu ataku ani niczego, co działo się od chwili, kiedy wziął narkotyki, a jego głowę "opanowały duchy". — To byli moi przyjaciele. Przykro mi, że to się stało — mówił i przeprosił rodziny swoich ofiar."
Kolejny termin procesu sąd wyznaczył na 26 stycznia. Równolegle do procesu karnego (sprawcy grozi dożywocie, chociaż skrucha i wybaczenie ze strony pokrzywdzonych mogą mieć wpływ na wysokość kary) toczą się negocjacje w sprawie zadośćuczynienia, jakie oskarżony ma wypłacić rodzinom ofiar."