Reklama
menuvideotvomenuartykulymenugaleriamenulogo2menureklamaonasmenu 20lat
Strona główna Artykuły Felietony W pochodzie 1-majowym niechętnie, a najlepiej wcale

W pochodzie 1-majowym niechętnie, a najlepiej wcale

sieradzkie_peerelki2Ze złością odpowiadam pewnym gościom – to nie jest tęsknota za komuną, to jest tęsknota za młodością... - parafrazując piosenkę jednego z najcudowniejszych poetów piosenki polskiej, Andrzeja Sikorowskiego, wspominam 1-majowe ,,jasełka'', czyli pochody, akademie, a na koniec opisywanie tychże w głęboko dziś niesłusznych gazetach. Bo tak się ułożyło moje życie!

 

Kiedy byłem małym chłopcem, uwielbiałem pochody 1-majowe, te w Warcie, bo do tego miasteczka jeździliśmy wozami konnymi, dzieci ze Szkoły Podstawowej we Włyniu. Sama jazda furmanką z koleżankami i kolegami (pozdrawiam całą klasę z podstawówki, a w szczególności Jurka Mordala i Tadzia Rosiaka) była wielką atrakcją. Wozy były przystrojone gałązkami drzew, które już miały liście, a i konie miały na łbach ozdoby z bibuły. Nie pamiętam, gdzie żeśmy wysiadali, ale majaczy mi się, że pochód szedł zazwyczaj ul. 20 stycznia do Rynku, gdzie była trybuna honorowa z władzami miasta i gminy. Zaczynał się różnie, ale zawsze z orkiestrą Szpitala Psychiatrycznego w warcie pod dyrekcją Jana Baranowskiego. Czasem zaczynał się stadionie MKS Jutrzenka lub na Małym Rynku. Ale zwykle na Rynku i szedł ulicami: Jagiellońską, Mansjonarską, Cielecką i od Małego Rynku ulicą 20 Stycznia z powrotem na Rynek, gdzie była trybuna. Kończył się w okolicach Szkoły Podstawowej w Warcie (dziś Gimnazjum Gminne). Główną postacią wśród ludzi na trybunie był I sekretarz Komitetu Miejsko-Gminnego PZPR. Najdłużej, bodaj kilkanaście lat, był nim towarzysz Stanisław Kowalczyk.

Kiedy kończyliśmy udział w pochodzie machając chorągiewkami lub kwiatami zrobionymi z bibuły, biegliśmy co sił w nogach do cukierni, która od lat znajduje się przy głównej ulicy Warty, 20 stycznia 17, a kiedyś, za mojego wczesnego dzieciństwa, była w Rynku, niedaleko kościoła pod wezwaniem Św, Mikołaja. U ,,słodkiego Józia'', czyli pana Józefa Wiśniewskiego, najbardziej znanego wtedy cukiernika w Sieradzkiem. Tam kolejka była przeogromna, zaś kulka lodów śmietankowych kosztował 1,20 zł. I to była ta wisienka na torcie 1-majowych pochodów mojego dzieciństwa. Dla starszych była nią majówka, zabawa ludowa w Kozim Parku, bo tak nazywano kiedyś Park Miejski w Warcie.
Natomiast notorycznie unikałem pochodów w czasach mojej nauki w LO im. Kazimierza Jagiellończyka, czyli w latach 1970- 1974. Poza rokiem 1971, kiedy to jako pierwszak bałem się nie być na pochodzie, bowiem było to bardzo źle widziane przez wychowawcę klasy, Józefa Florczaka, zwanego ,,Krzywikiem'' z powodu rzeczywiście krzywych nóg... Przyjechałem więc do Sieradza z przyjacielem z czasów młodości, Sławkiem Nowakiem z Łodzi, który znakomicie grał w piłkę nożną, więc od czasu do czasu był podporą drużyny LZS Włyń, która wtedy stanowiła ważną część mojego życia. 1 maja po pochodzie odbywały się turnieje o puchar naczelnika gminy Warta, w których uczestniczyliśmy. Zazwyczaj braliśmy baty baty od takich gminnych internacjonałów jak Jutrzenka Warta, LZS Rossoszyca, LSZ Raczków, czy LZS Płomień Zapusta. Tylko raz wygraliśmy ten puchar, zresztą u siebie na boisku w Glinnie, dziś zalanym wodami zbiornika ,,Jeziorsko''. Zresztą pod nieobecność Jutrzenki Warta, remisując z LZS Rossoszyca i LZS Raczków, bo tak się szczęśliwi dla nas ułożyła tabela, że wszystkie drużyny miały po dwa punkty, a my najlepszy bilans bramek.
Już po roku wiedziałem, że wcale nie trzeba przyjeżdżać na pochód do Sieradza. Wystarczy zaświadczenie z Rady Powiatowej LZS o tym, że... byłem na pochodzie w Warcie i brałem udział w słusznym turnieju piłkarskim. Takie zaświadczenie wydawał ochoczo mnie i Kazikowi Frycie, który uczył się już wtedy we wspomnianym ,,Jagiellończyku'', szef Rady Powiatowej, wspaniały działacz LZS-ów, Jerzy Piotrowski. Wtedy nie bywałem nawet na próbach pochodu, które cała szkoła uprawiała dzień lub dwa przed 1 maja na stadionie w Sieradzu. Sprytnie odłączaliśmy się wówczas z kilkoma kolegami wchodząc przez otwarte wcześniej okno do szkolnej piwnicy, gdzie przechowywał nas palacz, lub ukrywając się w toalecie Powiatowej Biblioteki Publicznej, która mieściła się i mieści nadal naprzeciwko naszej szkoły.
Na studiach nie było już takiego ciśnienia na udział w 1-majowych ,,jasełkach''. Choć działacze Socjalistycznego Związku Studentów Polskich nawoływali i zachęcali jak mogli, w pochodach brali udział niemal wyłącznie działacze tej organizacji lub ci, którzy najbardziej bali się konsekwencji. Mnie nadal wystarczało zaświadczenie z RP LZS o udziale w turnieju piłkarskim. Co zresztą było prawdą, bo zawsze grywałem w tych turniejach, a moja karta zawodnika tkwiła w dokumentach RP LZS-ów jeszcze na początku lat 80., kiedy to byłem dziennikarzem tygodnika ,,Nad Wartą''.
I wtedy też turniej ratował mnie od obsługi innych imprez. Zwykle opisywałem te zawody i to wystarczało za mój udział w majowym święcie. Trudniej zrobiło się wtedy, kiedy w październiku 1983 roku zostałem kierownikiem Oddziału ,,Głosu Robotniczego'' w Sieradzu. Wtedy trzeba było pochód opisywać. Na przykład tak: ,,.,,na czele idą szwaczki i inni dzielni pracownicy ZPDz. ,,Sira''... Raz tylko, nie pamiętam w którym roku, ale było to pod koniec lat 80., pochodu ani innych manifestacji w plenerze nie było, bowiem padał śnieg i obrzydliwe zimno zmusiło decydentów do odwołania 1-majowych szopek. Ale wtedy komuna już zdychała i trzeba przyznać, że nie bardzo smutną miała śmierć...

Połajania i uwagi przyjmuję: CLOAKING

LEK.

FORM_HEADER

FORM_CAPTCHA
FORM_CAPTCHA_REFRESH

Reklama

Najnowsze

Top 10 (ostatnie 30 dni)

Reklama

Zaloguj

Reklama

 

partnerzybar2

tubadzin150wartmilk150

 
 
stat4u