Na oczach matki zginęło czworo dzieci! Ona nie chciała iść nad wodę, ale dzieci nalegały!
Ta tragedia wstrząsnęła całą Polską! Zwłaszcza kobietami, które - jak można przeczytać w tysiącach komentarzy na portalach informacyjnych - nie wyobrażają sobie utraty czworga dzieci w jednej chwili! A taki ciężar do końca życia będzie nosiła Beata B., 36-latka z Trębaczewa. Zabójczy, nieprzewidywalny nurt Warty porwał jej we wtorek dwie córki i dwóch synów. Wszystkie dzieci, które nazywa "Aniołkami", nie żyją! Od czwartku na terenie miasta i gminy Działoszyn obowiązuje dwudniowa żałoba.
To była normalna, kochająca się rodzina. Tyle, że biedna. We wsi Trębaczew, gdzie mieszkały dzieci, nikt złego słowa nie mówi o rodzinie pani Beaty. Jej mąż pracował całymi dniami. Ona starała się dorobić sprzątaniem. Mieszkali w skromnym domku obok bocznicy kolejowej. Żyli cicho na boku Trębaczewa. Korzystali z pomocy społecznej. Znali ich do wtorku tylko miejscowi. Teraz ich losy śledzi cała Polska! Beata B. jednemu z dzienników wyznała: – Nie chciałam iść tego dnia nad wodę, ale maluchy tak prosiły, że uległam... Po raz ostatni widziałam je w wodzie, jak się cieszyły, jak bawiły się i trzymały za ręce, a potem nagle zaczęły tonąć. Bawiliśmy się nad rzeką, potem wszyscy weszliśmy do wody. Na brzegu została tylko Ewa z opiekunką – wyznała Faktowi pani Beata. – Hania, Kasia, Miecio i Andrzej trzymali się za ręce i tylko kawałek w tej wodzie odeszli, tylko kawałek...
Policja o zaginięciu dzieci została powiadomiona we wtorek, 6 sierpnia ok. godz. 15. Jak wówczas ustalono, 36-letnia matka wypoczywała wraz z piątką swoich dzieci na dzikim kąpielisku nad Wartą, w pobliżu miejscowości Zalesiaki koło Działoszyna. Towarzyszyła jej asystentka-opiekunka rodziny z Miejsko-Gminnego Ośrodka Pomocy Społecznej. Kobieta pojawiła się w domu rodziny, którą nadzorowała, kiedy ta we wtorkowy poranek była już naszykowana na wyprawę nad rzekę. Jak podaje Mariola Kabała, p.o. kierownik MGOPS w Działoszynie, opiekunka przystała na prośbę dzieci, aby nie odwoływać wypoczynku nad rzeką. Udali się nad brzeg Warty, w miejsce niestrzeżone, które jest prywatną własnością Cementowni WARTA w Trębaczewie. Tam też doszło do tragedii, która zmroziła niemal cały kraj.
Był wtorek. Około godziny 15. Najmłodsza, 5-letnia córka, pozostawała z matką i opiekunką z MGOPS na brzegu. Natomiast w rzece kąpali się dwaj chłopcy w wieku 14 i 15 lat oraz dwie dziewczynki w wieku 7 i 11 lat. Wszyscy zostali porwani przez nurt rzeki. Troje dzieci wyłowiono w dniu tragedii. Pomimo reanimacji zmarli 11-letnia dziewczynka i 15-letni Andrzej. 7-latkę, Anię wyłowiono z wody już martwą. Ciała 14-latka szukano przez dwa dni. Jego zwłoki wyłowiono dopiero w czwartek przed godz. 10. Zaledwie kilkadziesiąt metrów od miejsca tragedii. A miejsce to było przez strażaków, ratowników, płetwonurków i policjantów sprawdzane wielokrotnie. W akcji poszukiwawczej brał udział także policyjny śmigłowiec. W sumie w poszukiwania zaangażowanych było ponad 100 osób! Najprawdopodobniej ciało 14-letniego Mieczysława, jak przypuszcza Mieczysław Botór z pajęczańskiej policji, zahaczyło o jeden z konarów. Wypłynęło dopiero w czwartek, w okolicach wiaduktu kolejowego. Rozpoznał je wezwany na miejsce ojciec chłopca...
Oboje rodzice są w szoku. Mają być przesłuchiwani dopiero po pogrzebie dzieci. Przesłuchiwani zostali już świadkowie, którzy widzieli rodzinną tragedią, bo dzika plaża w Zalesiakach to jedno z ulubionych miejsc kąpieli okolicznych mieszkańców. Przesłuchana została także asystentka rodziny.
Trojgu dzieciom wyłowionych z Warty we wtorek przeprowadzono sekcję zwłok. Jak podaje prokurator Piotr Sobczyński z wieluńskiej prokuratury, pod uwagę brane jest nieumyślne spowodowanie śmierci. Prokuratura bada m.in. kwestię opieki i nadzoru nad dziećmi ze strony matki oraz asystentki rodzinnej. Śledztwo ma też wyjaśnić odpowiedzialność osób zarządzających tym terenem i brak jego zabezpieczenia. Zgodnie z ustawą o bezpieczeństwie osób przebywających na obszarach wodnych wójtowie, burmistrzowie czy prezydenci miast - zarządzający wyznaczonym obszarem wodnym - zobowiązani są do odpowiedniego oznakowania i zabezpieczenia obszarów wodnych oraz działań prewencyjnych w zakresie bezpieczeństwa nad wodą. Przedstawiciele gminy Działoszyn, w tym zastępca burmistrza Bogdan Górecki, twierdzą, że teren ten należy do miejscowej cementowni, a on sam o nim dowiedział się dopiero po tragedii rodziny z Trębaczewa. Sekcje zwłok wykonano w czwartek, aby wykluczyć, czy np. dzieci nie były wcześniej uderzone. Sekcja zwłok ma być także przeprowadzona na odnalezionym w czwartek 14-latku. Rodzice dzieci otoczeni zostali opieką psychologiczną. Rodzina była pod opieką Ośrodka Pomocy Społecznej ze względu na trudną sytuację materialną; miała przyznaną asystentkę rodziny, której zadaniem było m.in. pomoc w opiece nad dziećmi
Już we wtorek ratownicy wyłowili z rzeki troje dzieci w wieku od 7 do 15 lat. Mimo reanimacji nie udało się ich uratować. Według policji Warta w tym miejscu jest dość szeroka. Dzieci zbytnio oddaliły się od brzegu i cała czwórka została porwana przez nurt rzeki.
Uroczystości pogrzebowe odbędą się na cmentarzu w Trębaczewie w sobotę, 10 sierpnia. Od czwartku na terenie miasta i gminy Działoszyn obowiązuje dwudniowa żałoba. Jak zapewnił zastępca burmistrza Działoszyna Bogdan Górecki, władze gminy podjęły działania, aby zapewnić poszkodowanej rodzinie dalszą opiekę psychologiczną i pomoc materialną. Dodał, że życzeniem rodziny jest, by pogrzeb dzieci był uroczystością prywatną. Jedna z pajęczańskich firm pogrzebowych zobowiązała się pokryć koszty pogrzebu. - Niezależnie od tego przychodzą deklaracje pomocy od różnych firm i osób prywatnych poruszonych tą ogromną tragedią - dodał włodarz.
Udostępniono też subkonto Miejsko-Gminnego Ośrodka Pomocy Społecznej, na które można wpłacać pieniądze dla poszkodowanej rodziny - NBS Działoszyn nr 31 9251 0009 0000 0521 2000 0050. - Jest gwarancja, że środki finansowe, które wpłyną od darczyńców w pełni zostaną przekazane rodzinie - zaznacza zastępca burmistrza.
siewiek
Foto: Miejsce poszukiwań 14-letniego Mieczysława
Fot. Archiwum prywatne rodziny B., KWP